album: "Buk - akustycznie"
wytwórnia: Mystic Production - 2014
skład:
Roman Kostrzewski - wokale
Michał Laksa - bas
Krzysztof "Pistolet" Pistelok - gitara
Piotr Radecki - gitara
Jerzy Piotr Pęczek - perkusja
gościnnie:
Marek Romanowski - kontrabas
utwory:
Czas Zemsty | Śpisz Jak Kamień | Łza Dla Cieniów Minionych | Odi Profanum Vulgus | Spojrzenie | Diabelski Dom cz. 1 | Głos z Ciemności | Robak | Szkarłatny Wir |
Wolni Od Klęczenia | Łoże Wspólne Lecz Przytulne | Trzeba Zasnąć
Wolni Od Klęczenia | Łoże Wspólne Lecz Przytulne | Trzeba Zasnąć
Nagranie albumu „bez prądu” to dla
wykonawcy często duże ryzyko. Można powiedzieć, że w pewnym
sensie artysta podejmuje się stworzenia ciekawych coverów własnej
twórczości, a dokonanie tej sztuki jest trudniejsze, niż mogłoby
się wydawać. Odłączenie wzmacniaczy i przesterów jest dodatkowo
prawdziwym testem umiejętności muzyków. Obnaża wszelkie braki
warsztatowe i jak na dłoni ukazuje, czy gra nam artysta, czy
rzemieślnik. Oto egzamin z otwartości, wszechstronności i
muzycznej wrażliwości.
Istnieją dwa rodzaje produkcji
unplugged:
Pierwsza odmiana zwykle prezentuje się
następująco: zespół wybiera utwory, muzycy zamykają się w sali
prób i kombinują, bawią się, eksperymentują z instrumentarium,
niejednokrotnie całkowicie zmieniają aranżację. Znane numery
przeistaczają w niemal zupełnie nowe kompozycje. Słuchacz bowiem
lubi być zaskakiwany.
Inna droga, to ta na skróty: wybór
utworów → wyciągnięcie wtyczek → wciśnięcie przycisku
„record”. Odegranie materiału akord w akord, bez zbędnego
ryzykanctwa.
Którą drogę wybrał Roman
Kostrzewski?
Płytę „Buk – akustycznie” mam
od kilku tygodni. Przez ten czas zdążyłem wielokrotnie posłuchać
całego materiału. Jako miłośnik twórczości formacji Kat,
postanowiłem podejść do tematu możliwie wnikliwie i dokładnie, a
przede wszystkim obiektywnie, zapominając na ten czas, jak ważna
jest dla mnie muzyka tego zespołu.
I niestety, nie postawię temu
albumowi pomnika. A Diabeł mi świadkiem - chciałbym...
Na długo przed wydaniem najnowszej
płyty, Kat z Romanem, na koncertach wplatał w setlistę
akustyczne wersje zarówno klasyków jak i utworów z poprzedniej
studyjnej płyty „Biało Czarna”, co spotykało się z wyłącznie
pozytywnym przyjęciem przez publiczność. Wtedy w zespole zrodził
się pomysł, by opracować i wydać krążek w takim właśnie
stylu.
Nieszczęśliwie, panowie weszli do
studia z ukierunkowaniem na – wcześniej wspomnianą – drogę „na
skróty”. To, co świetnie sprawdzało się podczas występów,
tutaj zawiodło.
Na płycie znalazło się dwanaście
utworów, z czego dziewięć to absolutne klasyki, jak choćby „Czas
Zemsty”, „Diabelski Dom cz. 1” czy „Odi Profanum Vulgus”,
dwa numery z „Biało Czarnej” oraz jeden instrumental. Tracklista
mocno elektryzująca każdego fana katowickiej formacji. Od razu
budzi się ciekawość: jak to będzie brzmiało? Jak zagrali ostre
partie na akustykach? Czy udanie przekuli najczystszy, twardy metal w
łagodną materię, nie niszcząc przy tym jego struktury?
To ostatnie akurat się udało... „Buk – akustycznie” zawiera w sobie niemal wyłącznie znakomicie odegrane utwory, praktycznie bez jakiejkolwiek zabawy aranżacjami. Instrumenty brzmią bardzo dobrze, lecz niestety styl gry nie odbiega od wersji oryginalnych. Każdy z muzyków gra równo jak maszyna, nie siląc się na choćby odrobinę improwizacji. Te same akordy, te same partie solowe.
Głosem i charyzmą Romana Kostrzewskiego można by obdzielić niemal całą polską scenę muzyczną, a i dla świata dużo by jeszcze zostało. Kat w wersji „bez prądu” to jeszcze więcej Romana (i to jest znakomite). Jego wokal jest tu bardziej wyeksponowany, śpiewane słowa są czytelniejsze niż zwykle. Można się prawdziwie zasłuchać i na nowo odkrywać jego specyficzne, trudne lecz hipnotyzujące wiersze.
To ostatnie akurat się udało... „Buk – akustycznie” zawiera w sobie niemal wyłącznie znakomicie odegrane utwory, praktycznie bez jakiejkolwiek zabawy aranżacjami. Instrumenty brzmią bardzo dobrze, lecz niestety styl gry nie odbiega od wersji oryginalnych. Każdy z muzyków gra równo jak maszyna, nie siląc się na choćby odrobinę improwizacji. Te same akordy, te same partie solowe.
Głosem i charyzmą Romana Kostrzewskiego można by obdzielić niemal całą polską scenę muzyczną, a i dla świata dużo by jeszcze zostało. Kat w wersji „bez prądu” to jeszcze więcej Romana (i to jest znakomite). Jego wokal jest tu bardziej wyeksponowany, śpiewane słowa są czytelniejsze niż zwykle. Można się prawdziwie zasłuchać i na nowo odkrywać jego specyficzne, trudne lecz hipnotyzujące wiersze.
Ewidentną pomyłką jest dla mnie
umieszczenie na tej płycie utworów z „Biało Czarnej”, które
brzmią i-den-tycz-nie, jak oryginały. Jedyną różnicą jest brak
przesteru. Nie wiem, być może są to jeszcze zbyt „świeże”
numery, by pasowały do reszty. A może są zbyt proste kompozycyjnie
i nie było „z czego” ciekawie zagrać? Wybitnie uwypukliło się
to po wykonaniu ich na akustykach (co ciekawe, w oryginalnych wersjach są fenomenalne). Na tle starszych utworów, w
których powstawaniu główny udział miał Piotr Luczyk, wypadają raczej blado. Nawet Kostrzewski ich nie ratuje. Wokale
brzmią w nich tak, jakby po prostu przeklejono ścieżki z
normalnej, „prądowej” sesji, choć z całą pewnością tak nie
było. To po prostu efekt jego olbrzymiego doświadczenia i
rutyniarstwa. Tylko czy ta rutyna nie tłumi nieco artyzmu?
Wspaniała niespodzianka czeka
natomiast w zamykającym płytę utworze „Trzeba Zasnąć”. Jaka?
Powiem tylko, że transowa, płynąca i zjawiskowo piękna swą treścią.
Owszem, wiele jest albumów unplugged
nagranych w taki właśnie sposób – ot, po prostu. Nagranie własnych
utworów bez poważnych przeróbek aranżacyjnych, dokonując jedynie zmiany brzmienia instrumentów nie jest w żadnym wypadku
czymś złym. Nie jest błędem, ani lekceważeniem fanów. Nie
przypuszczam także, by był to zwykły skok na kasę, przynajmniej
nie w przypadku Kata i Romana Kostrzewskiego. Jak chcieli – tak
zrobili. Wyszło do bólu poprawnie i fachowo. Wielu ludzi będzie to
wydawnictwo chwalić i oczywiście będą mieli rację. Bo to nie
jest zła płyta! Po prostu ja miałem apetyt na coś więcej, niż "The Best Of" zagrany przy wywalonych korkach.
Ależ szkoda, że to nie jest koncertówka...
Linki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz