album: "From The Very Depths"
wytwórnia: Spinefarm Records - 2015
wytwórnia: Spinefarm Records - 2015
skład:
Cronos - wokal, bas
Rage - gitara
Dante - perkusja
utwory:
Eruptus | From The Very Depths | The Death Of Rock'n'Roll | Smoke | Temptation | Long Haired Punks | Stigmata Satanas | Crucified | Evil Law | Grinding Teeth | Ouverture | Mephistopheles | Wings Of Valkyrie | Rise
Zapłonął ogień i zaśmierdziało
siarką, bo oto Venom powił swego kolejnego dźwiękowego bękarta.
Po ostatnich studyjnych dokonaniach tej formacji, nie
spodziewałem się wiele po ich najnowszym dziele. Mówię to z
przykrością. Od czasu albumu „Ressurection” sprzed piętnastu
długich lat, moje uszy nie potrafiły bezboleśnie przebrnąć przez
twórczość Cronosa i spółki. Każda kolejna płyta Venom była
dla mnie mniejszym lub większym rozczarowaniem. Owszem, zdarzały
się przebłyski w postaci pojedynczych, dobrych (lecz nie wybitnych)
utworów, jednakże krążki „Metal Black”, „Hell” i „Fallen
Angels”, jako twory całościowe, broniły się raczej słabo.
Według mnie były zwyczajnie nudne i przewidywalne, a ich brzmienie
można określić jako co najwyżej poprawne. „Ressurection” to
dla mnie ostatni album Venom, na którym cokolwiek się działo.
Ukazanie się „From The Very Depths”, czternastego studyjnego dzieła grupy, nie wywołało u mnie ulubionego dreszczu emocji. Nagrali, no to fajnie. Posłucham z przyzwyczajenia. Jak to dobrze, że istnieje Spotify!
No i posłuchałem...
Bezsensowne i niepotrzebne intro na szczęście jest krótkie. O wiele lepiej byłoby, gdyby krążek otwierał od razu kolejny utwór – tytułowy „From The Very Depths”, startujący od razu konkretną galopadą. Wściekle, szybko i cholernie melodyjnie. Kawał świetnie zagranego thrash'n'roll. Łeb sam zaczyna się kiwać. Jest dobrze! Venom postanowił nareszcie uczciwie popracować, a efekty tej decyzji słychać.
Ukazanie się „From The Very Depths”, czternastego studyjnego dzieła grupy, nie wywołało u mnie ulubionego dreszczu emocji. Nagrali, no to fajnie. Posłucham z przyzwyczajenia. Jak to dobrze, że istnieje Spotify!
No i posłuchałem...
Bezsensowne i niepotrzebne intro na szczęście jest krótkie. O wiele lepiej byłoby, gdyby krążek otwierał od razu kolejny utwór – tytułowy „From The Very Depths”, startujący od razu konkretną galopadą. Wściekle, szybko i cholernie melodyjnie. Kawał świetnie zagranego thrash'n'roll. Łeb sam zaczyna się kiwać. Jest dobrze! Venom postanowił nareszcie uczciwie popracować, a efekty tej decyzji słychać.
Dalej
jest jeszcze lepiej. Rockowa melodyjność obficie podlana thrashową
mocą. Nieco wolniejszy od poprzedników „Smoke” zalatuje nieco
Testamentem z czasów „The Ritual”.
„Long Haired Punks” to z kolei wybuchowa mieszanka przebojowości Motörhead i dzikości The Exploited. Niesamowicie energetyczny numer.
W „Stigmata Satanas” Venom wciąga słuchacza w dobrze mu znany klimat. Ciężki, oleisty numer ze skandowanym refrenem. Ten utwór ma w sobie wszystko, co najlepsze ze starego stylu grupy, a kolejny znakomicie to kontynuuje.
„Long Haired Punks” to z kolei wybuchowa mieszanka przebojowości Motörhead i dzikości The Exploited. Niesamowicie energetyczny numer.
W „Stigmata Satanas” Venom wciąga słuchacza w dobrze mu znany klimat. Ciężki, oleisty numer ze skandowanym refrenem. Ten utwór ma w sobie wszystko, co najlepsze ze starego stylu grupy, a kolejny znakomicie to kontynuuje.
W
„Evil Law”, pierwszy riff jest nieco Metallicowy. Włos na głowie
mi się zjeżył... Na szczęście numer błyskawicznie nabiera
właściwego kierunku stając się największym walcem na krążku.
Tłuściutki i gęsty. Sama esencja.
Cały album jest dość zróżnicowany. Ciężko naleźć w nim jakiekolwiek przestoje czy nużące fragmenty. Klimat, choć spójny, nie jest jednostajny. Ekipa Cronosa wydestylowała wszystko, co najbardziej charakterystyczne ze swych najlepszych lat, łącząc to sprawnie z najlepszymi dostępnymi składnikami. Wyszedł energetyzujący koktajl mocy i przebojowości. Wciągający i uzależniający. Niejednemu z pewnością odrodzi się dawno zapomniany venomoholizm. „From The Very Depths” zwyczajnie nie da się ot tak porzucić po jednym przesłuchaniu. Muzyka Venom A.D. 2015 z powrotem jest taka, jak dawniej. Nieposkromione diabelstwo wylazło z nory!
Cały album jest dość zróżnicowany. Ciężko naleźć w nim jakiekolwiek przestoje czy nużące fragmenty. Klimat, choć spójny, nie jest jednostajny. Ekipa Cronosa wydestylowała wszystko, co najbardziej charakterystyczne ze swych najlepszych lat, łącząc to sprawnie z najlepszymi dostępnymi składnikami. Wyszedł energetyzujący koktajl mocy i przebojowości. Wciągający i uzależniający. Niejednemu z pewnością odrodzi się dawno zapomniany venomoholizm. „From The Very Depths” zwyczajnie nie da się ot tak porzucić po jednym przesłuchaniu. Muzyka Venom A.D. 2015 z powrotem jest taka, jak dawniej. Nieposkromione diabelstwo wylazło z nory!
Sława i
chwała odpowiedzialnym za produkcję tego albumu. Udało się im
bowiem połączyć znakomite, dopracowane brzmienie z jakże
niezbędnym rockowym brudem. Wypracowali tu idealne proporcje. Płyty
słucha się świetnie. Jest selektywna i czytelna, nie zatracając
przy tym całej swej pierwotnej energii. Nie ma tej wrednej
cukierkowości i sterylności, która w opinii wielu pogrzebała pod
sobą chociażby ostatni album Kreatora - „Phantom Antichrist”. W
przypadku Venom równowaga została świetnie zachowana.
Brytyjska
legenda nagrała w końcu dobry album. Nie jest to może
dzieło arcywybitne czy nowatorskie, lecz na tle ostatnich dokonań
formacji Venom, „From The Very Depths” wybija się hen wysoko.
Jest tu dużo starego, dobrego jadu. Są nawiązania do najlepszych
lat twórczości grupy. Do rutyny powróciła nuta prawdziwej pasji i
chęci. Forma Venom wyraźnie zwyżkuje. Oby ta tendencja się
utrzymała.
Linki: