album: "Imperium"
wytwórnia: Tune Project - 2013
skład:
Drak - wokal, gitara
Pit - gitara
Saimon - bas
Jelonek - skrzypce
Daray - perkusja
Letki - inst. perkusyjne
utwory:
Uboju | Maeczety | Zawiści Orzeszpospolitej | Miłości | Szczujszczura | Strachu | Diabła | Waraciwara | Trujki
Nie zamierzam ukrywać, że z
dokonaniami zespołu Hunter długo nie było mi po drodze. Nie miałem w kolekcji
ani jednej ich płyty i nie czułem potrzeby nabycia którejkolwiek. Utwory grane
na antenach radiowych nie potrafiły przyciągnąć mojej uwagi. Mało tego, często
wręcz drażniła mnie maniera wokalna Draka, jego niekiedy teatralny sposób
interpretacji.
Efekt – szybka zmiana stacji w odbiorniku, lub włączenie pierwszej płyty, jaką pod ręką znalazłem. Raz byłem bliski zakupienia krążka „Hellwood”, wyłącznie dlatego, że spodobała mi się okładka. Ale nie kupiłem.
Efekt – szybka zmiana stacji w odbiorniku, lub włączenie pierwszej płyty, jaką pod ręką znalazłem. Raz byłem bliski zakupienia krążka „Hellwood”, wyłącznie dlatego, że spodobała mi się okładka. Ale nie kupiłem.
Co się po latach zmieniło? Oj,
dużo. Podobno tylko krowa nie zmienia poglądów, za to świnia zawsze. Więc ok –
w przypadku mojego podejścia do Huntera mogę być ową świnią. Zmieniłem zdanie o
180 stopni.
Zaczęło się od singla z
najnowszej płyty. „Imperium Uboju” było wówczas grane bardzo często na antenie
choćby Antyradia, którego regularnie słucham w samochodzie.
Posłuchałem raz, drugi, trzeci… Potem jeszcze czwarty, piąty i szósty. I zapominając o wszystkich moich dotychczasowych „ale”, jakie miałem do tej formacji, pognałem do pierwszego napotkanego sklepu z płytami. Kupiłem swój pierwszy w życiu album Huntera. Najnowszy, noszący tytuł „Imperium”.
(Żeby moje pisanie było choć trochę kompetentne, zaopatrzyłem się również we wcześniejsze wydawnictwa zespołu i skrupulatnie je przesłuchałem.)
Posłuchałem raz, drugi, trzeci… Potem jeszcze czwarty, piąty i szósty. I zapominając o wszystkich moich dotychczasowych „ale”, jakie miałem do tej formacji, pognałem do pierwszego napotkanego sklepu z płytami. Kupiłem swój pierwszy w życiu album Huntera. Najnowszy, noszący tytuł „Imperium”.
(Żeby moje pisanie było choć trochę kompetentne, zaopatrzyłem się również we wcześniejsze wydawnictwa zespołu i skrupulatnie je przesłuchałem.)
Nowe dzieło Huntera to w pewnym
sensie koncept-album. Tytuły utworów, każdy rozpoczynający się słowem - kluczem
„imperium”, zwiastują spójność historii zawartych w tekstach. Znakomitych
tekstach. Chyba najdojrzalszych, jakie do tej pory wyszły spod pióra Draka. I
chyba momentami bardzo, wręcz do bólu osobistych.
Każdy utwór to jednak oddzielna opowieść. „Imperiów” jest na płycie dziewięć. Mamy wspomniane wcześniej, dynamiczne i potężne „Imperium Uboju”, delikatnie nastrojowe „Imperium Miłości”, bolesne treścią i niebywale prawdziwe „Imperium Strachu”, czy „Imperium Waraciwara” – wściekle wykrzyczany, emocjonalny song. Zamykające płytę „Imperium Trujki” jest prawdziwą wisienką na tekściarskim torcie tego albumu.
Wszystkich piosenek nie będę tu wymieniał. Trzeba posłuchać samemu i samodzielnie wyciągnąć z każdego własne wnioski i odczucia.
Każdy utwór to jednak oddzielna opowieść. „Imperiów” jest na płycie dziewięć. Mamy wspomniane wcześniej, dynamiczne i potężne „Imperium Uboju”, delikatnie nastrojowe „Imperium Miłości”, bolesne treścią i niebywale prawdziwe „Imperium Strachu”, czy „Imperium Waraciwara” – wściekle wykrzyczany, emocjonalny song. Zamykające płytę „Imperium Trujki” jest prawdziwą wisienką na tekściarskim torcie tego albumu.
Wszystkich piosenek nie będę tu wymieniał. Trzeba posłuchać samemu i samodzielnie wyciągnąć z każdego własne wnioski i odczucia.
Nawiązując jeszcze do tekstów
Huntera (nie tylko w kontekście ostatniego albumu), uważam Pawła „Draka”
Grzegorczyka za jednego z najlepszych obecnie autorów tekstów na naszym
podwórku, bez rozbijania na gatunki muzyczne. Jego łatwość pisania i lekkość pióra da się wysłyszeć w utworach grupy. Fenomenalnie
bawi się słowami. Ba, często sam słowa tworzy, przekręca, łączy, nadaje zwrotom
nowy, potrzebny i uzasadniony w treści sens. W bardzo sprawny sposób potrafi w
jednej tylko piosence przeskakiwać z języka potocznego do poezji, z twardej
publicystki do świata wyobraźni, nie gubiąc przy tym sensu, nie plącząc się,
nie zatracając myśli przewodniej całości tekstu. Wszystko jest spójne, logiczne
i czytelne w przekazie, w żadnym wypadku
proste czy banalne.
Na "Imperium" znajdują się także dwa utwory, do których zarówno muzykę jak i słowa napisał Michał Jelonek, a są to: imperium "Szczujszczura" oraz imperium "Diabła". Pierwszy z nich od razu skojarzył mi się z hitem Maanamu "Oddech szczura" (podobny rytm w zwrotkach, intensywność i oczywiście tematyka). Szybki, dynamiczny, ostry kawałek. Drugi, rozpoczynający się niemal plemienno - sabatowymi zaśpiewami rodem z Łysej Góry, jest bardzo sympatycznym numerem, jednak odnoszę wrażenie, że nic strasznego by się nie stało, gdyby ostatecznie nie wszedł na płytę, ponieważ najbardziej odstaje od ogólnej zawartości krążka. Nie zrozumcie mnie źle - to kawał porządnego grania, z lekkim przymrużeniem oka. Słychać, że panowie dobrze się bawili nagrywając go, ale według mnie "Diabeł" mógłby spokojnie zaczekać na swoje płytowe narodziny.
Z płyty na płytę wokal Draka
staje się coraz bardziej wyrazisty. Obok tradycyjnego śpiewania w swoim
niepowtarzalnym stylu (który kiedyś tak cholernie mnie drażnił) , coraz częściej pojawia się
też konkretne darcie japy. Drak potrafi i delikatnie przysłodzić i od serca ryknąć – a to wszystko bez najmniejszego wpływu na jego znakomitą
dykcję. Nawet w najbardziej dynamicznych numerach, ze ścianą gitar w tle,
słuchacz rozumie każde słowo, bez potrzeby zaglądania co chwilę do książeczki z
tekstami.
W warstwie muzycznej „Imperium”
również imponuje. Riffy tną ostro i precyzyjnie, sekcja rytmiczna dowodzona
przez Saimona i Daraya jest bezbłędna, skrzypce Jelonka, raz delikatnie szemrzące a za chwilę wyjące z wściekłości od piekielnie szybkiej pracy smyczka, tworzą niepowtarzalny klimat, z którego Hunter od lat słynie. Wszystkie
elementy płyty współgrają i uzupełniają się wzajemnie. Materiał szybko wchodzi
w głowę. Już po pierwszym przesłuchaniu melodie wrzynają się w pamięć.
Album jest znakomicie
wyprodukowany. W brzmienie całości włożono dużo pracy, a biorąc pod uwagę, że
utwory powstawały w różnych miejscach, m.in. w drewnianej stodole, domu
kultury, mieszkaniach muzyków i studiach nagrań, zapanowanie nad całością wymagało
sporo umiejętności. Udało się świetnie. Wyrazy szacunku dla osób
odpowiedzialnych za edycję, mix i mastering.
Czyżbym w powyższym tekście wylał
wiadro lukru? Być może, ale tak właśnie odebrałem płytę „Imperium”. Po ponad 20
latach słuchania metalu dojrzałem w końcu do muzyki grupy Hunter i jestem z
siebie bardzo zadowolony. Warto czasem pójść pod prąd własnych uprzedzeń,
choćby nie wiem jak silne były. Może kiedyś, przypadkiem pominęło się coś wartościowego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz